Nic przecież nie mam do ukrycia". Nowa biografia autorstwa Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza to poruszająca, a chwilami nawet wstrząsająca historia gwiazdy polskich i amerykańskich estrad. Wybujała wyobraźnia, egocentryzm, chorobliwa zazdrość, trudne relacje z synem i rodziną, sukces w Stanach Zjednoczonych, współpraca z SB
Piosenki Violetty Villas – zbiór piosenek wykonywanych przez tę artystkę. Dzisiaj w Betlejem: trad. 1992: Gdy się Chrystus rodzi: trad. 1992: Jezus malusieńki:
Okoliczności śmierć Violetty Villas nadal pozostają tajemnicą. Wiadomo jednak, że w ostatnich dniach życia artystka bardzo cierpiała. Nie mogła chodzić, miała trudności z oddychaniem, była odwodniona. Nie udzielono jej pomocy lekarskiej. Rodzina artystki i liczni jej fani uważają, że mogłaby jeszcze żyć, gdyby nie fatalna opieka.
Byliśmy w Muzeum Violetty Villas, którego likwidacji domaga się jej syn. Izba Pamięci Violetty Villas w Lewinie Kłodzkim (Fot. Andrzej Dobkiewicz) W Lewinie Kłodzkim działa Izba Pamięci Violetty Villas. Od poniedziałku do soboty pomiędzy 10 a 18 można oglądać m.in. replikę słynnej sukni od Diora, na którą złożyli się fani
Janina Trepczyńska, 81 lat, wspomina: – Z Elżbietą B. jeździłam po całej Polsce na koncerty Violetty Villas. Po drugim koncercie Villas powiedziała mi, że szuka gosposi. I wtedy Elżbieta się zgłosiła, bardzo chciała, ale Violetta nie była ufna i nie od razu się zgodziła. Mieszkała wtedy w Magdalence.
Dom Violetty Villas w Lewinie Kłodzkim (Mapy e-Holliday) Violetta Villas Dom w Lewinie Kłodzkim, w którym w ostatnich latach życia mieszkała Violetta Villas, jej syn miał przejąć wczoraj
Wspomnienie divy w 9. rocznicę śmierci. Tak rodzinna wieś wspomina Villas. Mamy jej nigdy niepublikowane zdjęcie. Data utworzenia: 5 grudnia 2020, 8:00. W Lewinie koło Kudowy jest dom mych
Ostatnia rozmowa z Violettą Villas - przed wyjazdem z podwarszawskiej Magdalenki, gdzie miała swój dom, do Lewina Kłodzkiego. 5 grudnia br. minie już 11 lat od śmierci Violetty Villas, primadonny sceny muzycznej, kompozytorki, śpiewaczki operowej i aktorki. Artystka odeszła w wieku 73. lat. Przedstawiam Państwu pełny tekst rozmowy.
W czerwcu w Lewinie Kłodzkim zostanie odsłonięty pomnik Violetty Villas.Wszystko przy okazji obchodów 85. rocznicy urodzin niezapomnianej piosenkarki. Posąg jest już gotowy.
Rodzina Violetty Villas rozpoczęła batalię o odzyskanie majątku po gwieździe. Jej syn, Krzysztof Gospodarek chce, aby sąd zweryfikował prawidłowość pozostawionego po piosenkarce
13lh. Edyta Górniak od kilku miesięcy zamieszkuje w Los Angeles i radzi sobie naprawdę świetnie. Wypuściła długo wyczekiwany przez fanów singiel, została jurorką w The Voice Kids i ustabilizowała swoje życie, choć w emocjonalnym nadal nie jest najlepiej. To jednak nie przeszkadza jej w dążeniu do szczęścia i w uszczęśliwianiu innych. Jak się okazuje, Górniak zdobyła się na kolejny piękny gest – wyremontuje dom Violetty Villas!Syn Violetty spędził sporo czasu, wydał sporo pieniędzy i zadał sobie niemały trud by odzyskać dom po ukochanej matce, odratować pamiątki, udaremnić sprzedaż należących do niej przedmiotów na aukcjach internetowych… Gromadził te skarby przez długie miesiące, a teraz pragnie by inni mogli je podziwiać, wspominając największą diwę jaką widziała Polska:Chcę, żeby ten dom zamienił się w izbę pamięci mojej mamy oraz miejsce, w którym można będzie kształcić uzdolnioną młodzież – wyznał w Życiu na GorącoW spełnieniu tego marzenia ma mu pomóc właśnie Edyta. Gwiazda nigdy nie była obojętna na los wielkiej artystki i już wcześniej jej pomagała:Edyta Górniak mi jedna pomogła. Dla moich kotów wybudowała mi taki pawilon, z własnych funduszy. Mało tego, przywiozła swojego ojczyma i matkę. Dostarczyli materiały, zakupili drewno i osobiście pracowali przy tym. Bardzo pani Edycie dziękuję, bo była jedyną, która miała serce. Poza tym nikt z artystów się nie odezwał i nie pomógł – mówiła się okazuje, Edyta trzyma rękę na pulsie i bacznie obserwuje co dzieje się wokół spuścizny Villas. Gdy jej syn podjął rozpaczliwe wołanie o pomoc, zgłosiła się jako pierwsza. Może i tym razem jej rodzice się przyłączą? Po kimś odziedziczyła potrzebę niesienia pomocy!Wstrząsające wyznanie Edyty Górniak. Nie uwierzycie kto ją molestował seksualnie!Kto zagra Violettę Villas w superprodukcji o życiu piosenkarki? Wybrano trzy kandydatkiVioletta Villas w Twoja Twarz Brzmi Znajomo 7: Kto przebrał się za diwę? Wypadła lepiej niż Agnieszka Włodarczyk? [WIDEO]Dom Violetty Villas w Lewinie KłodzkimDom Violetty Villas w Lewinie KłodzkimDom Violetty Villas w Lewinie KłodzkimElwira SzczepańskaZ wykształcenia polonistka, z zawodu redaktorka. Miłośniczka crossfitu i zdrowego stylu życia. Wielbicielka francuskiego kina, włoskiej kuchni i filmów Stanisława Barei.
Miała głos, jaki zdarza się raz na epokę, i świat u stóp, który zaprzepaściła. Miała fortunę: roztrwoniła. Reportaż archiwalny. Na opublikowanych ostatnio zdjęciach Violetta Villas rozczochrana, nieumalowana, w rozciągniętych ciuchach i gumowcach targa ciężkie wiadra z karmą. Gdy zobaczyła je w gazecie, wpadła w depresję. Jeszcze szczelniej zamknęła się w domu w obawie, czy za płotem nie czają się fotoreporterzy. Przez ostatnich kilka lat rzadko opuszczała dom. Jej posesja w Lewinie Kłodzkim leży na uboczu. Zakupy przywożą zaprzyjaźnieni sklepikarze. Gdy wybiera się na koncert, do lekarza czy załatwić coś w miasteczku, szykuje się kilka godzin. Mocny makijaż, loki, kapelusz, torebka, rękawiczki – taką mają ją widzieć i zapamiętać ludzie. Do domu ma wstęp tylko jedna osoba – Ela, nazywana przez dziennikarzy garderobianą. Bo to nie jest dom gwiazdy. Setki zwierząt zmieniły go w brudną, śmierdzącą norę. Na pięterku jest pokój, do którego zwierzęta nie mają wstępu. Jak w kapliczce przechowuje tam pamiątki z przeszłości: zdjęcia, stroje i ostatnie futro z białych norek. Ale zwierzęcy żywioł wdziera się i tam. Kiedy wyciąga z szafy stare suknie, poplamione, przesiąknięte zapachem odchodów, wspomina Las Vegas. Sztab projektantów rysujących kreacje. Najdroższe materiały, najlepsi krawcy, podczas miary stała i obracała się jak lalka. 10 kreacji, 15 par pantofelków na jeden występ, jaguary, futra, biżuteria. Spełniony sen Kopciuszka. Od zawsze chciała wyrwać się z Lewina. Żeby ją zatrzymać, rodzice wbrew woli wydali ją za mąż w wieku 16 lat. Jako 17-latka urodziła dziecko. Gdy osiągnęła pełnoletność, uciekła i tak. W marcu 1961 r. zgłosiła się na przesłuchanie do działu muzycznego Polskiego Radia. Przyszła spóźniona, muzycy już pakowali instrumenty. Ubłagała, żeby dali jej szansę. Zaśpiewała arię z „Cygańskiej miłości”, bo pozwalała zademonstrować pełną skalę głosu – cztery oktawy. Gdy skończyła, w sali prób zapadła cisza. Nikt nie miał wątpliwości, że narodził się wielki talent. Od tego momentu jej kariera potoczyła się błyskawicznie. Kilka wygranych festiwali, a w 1966 r. występ w paryskiej Olimpii, podczas którego od jej głosu zadrżały kryształowe żyrandole. Potem był kontrakt w Las Vegas. Miała występować obok gwiazdy Line Renaud, ale po trzech tygodniach to ona była gwiazdą. Nad Casino de Paris zaświecił wielki neon z jej nazwiskiem. Śpiewała z Frankiem Sinatrą, Paulem Anką, Charles’em Aznavourem. W Carnegie Hall dostała owację na stojąco. W Nowym Jorku, gdy nie można było dostać biletów na jej koncert, wielbiciele wykradli je z kasy. Wystąpiła w dwóch filmach, ale odrzuciła ofertę 8-letniego kontraktu z Paramount Pictures. Za względu na chorobę matki postanowiła wrócić do Polski. Królowa kiczu Publiczność przyjęła ją entuzjastycznie, ale krytycy nazwali królową kiczu. Koncertowała rzadko, bardzo szybko zaczęto o niej mówić jak o wielkiej nieobecnej. „Gdy wróciła z Las Vegas, ludzie z branży udawali, że jej nie widzą. Nie wiem, dlaczego ją tak powitano. Może przesądziła zwykła zazdrość, że wróciła białym mercedesem, w futrze z norek” – mówił w wywiadzie dla „Panoramy” w 1978 r. kompozytor i dyrygent Leszek Bogdanowicz. A w Violetcie Villas rosło przekonanie, że świat jest przeciwko niej, że wszyscy chcą ją zniszczyć, że wokół same żmije. Szybko roztrwoniła fortunę. Część pieniędzy rozdała, część jej rozkradli. Przerywała koncerty płaczliwymi monologami, coraz bardziej egzaltowana, histeryczna, nieświadoma własnej śmieszności. Spod wizerunku diwy zaczynała prześwitywać postać prostej dziewczyny z wioski Lewin, dla której tego wszystkiego było już zbyt wiele. Łatwo było z niej szydzić. Podkładała się sama. W Las Vegas otaczał ją sztab specjalistów od wizerunku. W Polsce nie znalazł się nikt o osobowości na tyle silnej, by potrafił opanować ten żywioł, okiełznać dziwaczne emploi. Tam miała stuosobowy balet i perfekcyjną oprawę. U nas nie zawsze elementarne warunki, by występować. „Violetta śpiewa. Z głośników dochodzi jakiś bulgot, pomruki niedźwiedzia, zmieszane ze strasznym krzykiem pawia. Zdeformowane dźwięki zwielokrotniane przez echo. Sala zamarła. Apogeum szmiry, eksplozja tandety w stopniu nie dającym się opisać. Teatr absolutnie nie przygotowany akustycznie. Przy stoliku dźwiękowca zasiadł rzeźnik lub przedstawiciel konkurencji” – pisał Tomasz Raczek w recenzji jednego z jej koncertów. – „Ma słuszny żal. Eksploatowano ją, dokąd się dało, potem wyśmiano. PAGART zgarniał dolary, przez chwilę nawet nie pomyślawszy, by w Violettę zainwestować, zrobić z niej pieśniarkę wielkiego formatu. Cała późniejsza historia Violetty jest smutnym potwierdzeniem perfekcji, do jakiej doszliśmy w cesze bezinteresownej zawiści”. Święta Violetta Wydawało się, że gwiazda gaśnie; że pozostanie już na marginesie, traktowana jako kuriozum polskiej sceny. Apodyktyczna, przekonana o własnej racji, nie przyjmowała rad ani pomocy. Udało się dopiero Witoldowi Fillerowi, który jako dyrektor warszawskiego teatru Syrena zorganizował w 1985 r. jej come back. Spektakl „Violetta” był wielkim sukcesem. Bilety wyprzedane wiele tygodni naprzód. Przed kasami koczowano od 5 rano. Nadkomplet widzów każdego wieczora. Owacje, łzy, kosze kwiatów. Znowu jeździła z koncertami do Stanów. Poznała tam Teda Kowalczyka, biznesmena polskiego pochodzenia, właściciela sieci restauracji i klubów nocnych. Kopciuszek dostał drugie zaproszenie na bal. Był piękny ślub i wesele na tysiąc osób. W prezencie ślubnym Kowalczyk ofiarował Violetcie teatr. Ona miała talent, on pieniądze i znajomości w show-biznesie. Czego trzeba więcej? Jednak małżeństwo nie przetrwało nawet roku. Znów wracała do Polski jak gwiazda. Znów były wymyślne kreacje, biały Mercedes i dwa pudelki. I znów bardzo szybko trafiła na margines. Zamknęła się w swoim domu w podwarszawskiej Magdalence. Popadła w dewocję. Deklarowała, że chce zostać świętą; ludzie ją zawiedli, więc zajmie się zwierzętami. – Kocham to co zdegradowane, poniżone, odepchnięte – mówiła i zbierała napotkane po drodze kulawe koty, ślepe psy, wszystko co bezdomne. Królowa Lewina Chyba nie zauważyła, kiedy to wymknęło się spod kontroli. Jest taki moment, gdy ilość zwierząt zmienia się w jakość: gromadka psów w sforę, w tony karmy, góry odchodów, hektolitry zużywanej wody. Jeszcze opowiadała dziennikarzom, że nigdy się nie zestarzeje, bo kąpie się w kozim mleku, a koty dają jej pozytywną energię, kiedy sąsiedzi skarżyli się już na roje much, smród, hałas i szczury. Pod presją opuszczała Magdalenkę, by powrócić do rodzinnego Lewina. Ela, która mieszkała z nią w Magdalence, została w Warszawie. Tu ma rodzinę, pracę, mieszkanie. W Lewinie powitano Violettę jak królową. Dostała honorowe obywatelstwo i kryształowy klucz do bram miasta. Był szampan i wielkie plany. Wójt Bolesław Kędzierewicz wydzierżawił jej za darmo 3 hektary na schronisko i obiecał budynek dawnego kina Violetta na przyszłą rewię. Oczyma duszy widział już wyrastające wokół rewii hotele i restauracje, tłumy turystów i gotówkę płynącą do Lewina szerokim strumieniem. Niektórzy mieszkańcy zarzucali mu kumoterstwo (jest mężem siostrzenicy Violetty Villas) i obawiali się, że odda gwieździe pół miasta za darmo. Inni cieszyli się, że obecność gwiazdy to szansa dla miasteczka z ponad 30-proc. bezrobociem. Gdy Violetta Villas sprowadzała się do Lewina, miała 140 kotów, 60 psów i 10 kóz. Część kotów i kozy podobno zagryzły psy. Ile ma teraz psów, nie wie nawet ona sama. Skończyły się jej pieniądze na zastrzyki antykoncepcyjne dla suk, nie ma ich także na sterylizację. Zwierzęta mnożą się bez kontroli. Poza tym, jak to zwykle w takich miejscach, ludzie podrzucają je przez płot albo przywiązują przed bramą. – Sytuacja zwierząt jest tragiczna – mówi Jerzy Harłacz, który z ramienia Animalsów kontrolował schronisko. – To miejsce nie spełnia żadnych norm. Trzeba je jak najszybciej stamtąd zabrać. Zwierzyna łowna Tragiczna jest także sytuacja Violetty Villas. Nie ma emerytury, bo nie wiedziała, jak ją załatwić, nie ma ubezpieczenia, bo nie płaciła składek, nie ma tantiem, bo się nie upominała ani nie złożyła dokumentów. Utrzymuje się tylko z występów. Nie może jednak jeździć zbyt daleko, bo kto wtedy zajmie się zwierzętami? Mimo wszystko nadal zdarza się jej dawać charytatywne koncerty. Gdy zaprzyjaźnione firmy przywożą karmę dla zwierząt, zwalają ją pod bramą i odjeżdżają. Sama musi rozwieźć ją na taczkach: tonę, półtorej, dwie tony. To wszystko ponad siły 66-letniej kobiety. – W całym powiecie kłodzkim nie ma schroniska. Opieka nad bezdomnymi zwierzętami jest obowiązkiem gmin, ale gminy udają, że nie ma takiego problemu, unikają go jak ognia. Ona je w pewien sposób wyręcza – mówi Iwona Petryla, redaktor naczelna „Wiadomości Kłodzkich”. Jedna z niewielu osób, które mają z Violettą Villas dobry kontakt. – To prawda, że Villas jest osobą, której niełatwo pomóc, ale mnie się jakoś udało. Gdy była chora, pomogłam załatwić szpital, staram się nią opiekować. Przyjmuje pomoc, gdy czuje, że jest bezinteresowna. Doskonale zdaje sobie sprawę, że karma, z którą czasem przyjeżdżają dziennikarze, ma być magicznym wabikiem, żeby wyszła i dała się sfotografować brudna, bez makijażu. Nie wychodzi, więc zabierają karmę i odjeżdżają. Pomoc wójta skończyła się na wydzierżawieniu ziemi. Twierdzi, że chciał założyć fundację na rzecz przytuliska Violetty Villas, ale ona nie zaakceptowała regulaminu. – Obraziła się na sprawozdawczość, co pół roku miałaby pisać raport o stanie schroniska – opowiada wójt. – Zadzwoniła z krzykiem, że wara gminie od niej i jej zwierząt, a mnie nazwała brudną, czerwoną świnią. – Nie poszło o sprawozdawczość, ale o pieniądze – sprzeciwia się garderobiana Ela. – Dopóki miała, pożyczała wójtowi, a ten potem nie chciał oddać. Nie dostała także obiecanego budynku po dawnym kinie Violetta. Wójt twierdzi, że nigdy nie przyszła po klucze. Ela wspomina, że któregoś dnia dostały pismo, żeby zgłosić się do gminy w tej sprawie. – Poszłyśmy we dwie, a na miejscu okazało się, że chodzi o spotkanie z przyjezdną dziennikarką. Gdy poprosiłam o klucze, wójt powiedział, że nie można, bo tam będzie szwalnia. Budynek do dziś stoi zamknięty, z roku na rok popada w coraz większą ruinę. Mieszkańcy Lewina nie są zgodni. Jedni narzekają, że jak wiatr mocniej zawieje, czuć smród, że psy wydostają się przez dziurawe ogrodzenie i giną na szosie. Innych oburza prasowa nagonka, bo to sprawa Violetty Villas, jak wygląda, i ludziom nic do tego. Większość jest po prostu obojętna. Nie widzieli jej od co najmniej dwóch lat, prawie zapomnieli, że tu mieszka, a o tym, co dzieje się na leżącej na uboczu posesji, dowiedzieli się z gazet. Kiedy stało się jasne, że Violetta Villas i wójt w żaden sposób się nie dogadają, inicjatywę przejął wicestarosta kłodzki Jarosław Surówka. Zorganizował spotkanie, podczas którego Villas podpisała deklarację współpracy. – Na razie chodzi o to, by opanować sytuację, oddzielić suki od psów, porządnie ogrodzić teren. Zgłaszają się weterynarze, którzy za darmo chcą szczepić i sterylizować zwierzęta. Potem stopniowo trzeba przewozić je do innych schronisk – mówi wicestarosta. – Violetta Villas zgodziła się na te warunki. Oby jutro nie zmieniła zdania. Teraz atmosfera jest dobra. – Atmosfera była rzeczywiście dobra – potwierdza Iwona Petryla, obecna na spotkaniu. – Ale na to wpadł pan Jerzy Harłacz ze zdjęciami, które zrobił w domu Violetty, i krzyczał, że jak nie dotrzyma umowy, da je do prasy. Następnego dnia zdjęcia miała Polska Agencja Prasowa. Violetta znowu poczuła się zaszczuta, zeszmacona, bezradna. Ona chce oddać zwierzęta, wie, że sobie nie radzi. Wysłałyśmy już nawet jedną partię psów do innych schronisk, ale dyskretnie i bez rozgłosu. Gdy pojawili się dziennikarze, znowu się zamknęła. Rozpaczliwie stara się ratować swój wizerunek gwiazdy. Prace w przytulisku mają rozpocząć się we wrześniu, ale nie wiadomo, czy cała sprawa nie utonie w urzędniczej kłótni. Wójt zapowiada, że żadnych pieniędzy na likwidację nie da, bo nie ma. Starosta proponuje, żeby na razie zrobić, co się da, bez narażania budżetu, ale prędzej czy później gmina pieniądze znaleźć musi. Pytanie, jak długo jeszcze wytrzyma Violetta Villas. Mówi, że kiedy wyda ostatnią złotówkę, otworzy bramę i wyjdzie razem z psami na drogę. – Niech nas przejadą rozpędzone auta. Wytrzymała do 2011 roku. Potem odeszła.... współpraca Sebastian Krawczyk
Od śmierci Violetty Villas minęło już prawie 11 lat. Jej osoba do dzisiaj wzbudza duże emocje. Przez długi czas w mediach przewijały się informacje na temat opiekunki, która chciała przejąć cały majątek artystki. Na szczęście za swoje działania i manipulacje trafiła do więzienia. Krzysztof Gospodarek, czyli syn Violetty Villas dbał o to, aby prawda o jego mamie ujrzała światło dzienne. Przypomnijmy, że w książce Justyny Kopińskiej pod tytułem „Z nienawiści do kobiet" opowiedział między innymi o chorobie mamy. Jakie były ich relacje? Jakie były relacje między Violettą Villas a Krzysztofem Gospodarkiem? Faktem jest, że artystka miała tylko jednego syna. Ich relacja jednak nie była kolorowa. Warto przypomnieć, że gdy umierała, nie mógł nawet przy niej być, ponieważ nie chciała się z nim widzieć. On sam dowiedział się o jej śmierci z telewizji. „Dowiedziałem się o tym 15 minut temu z telewizji (…) Sam nie wiem, co mam o tym myśleć... Próbuję to wszystko ogarnąć”, mówił zaraz po tragicznej informacji. W wywiadzie z 2009 roku wspomina sytuacje, gdy miał 4 latka, a Violetta Villas przykucnęła przed nim i zapytała: „Wiesz, kto ja jestem? Jestem twoją mamą”, czytamy. Przypomnijmy, że chłopiec został wychowany przez swoich dziadków, a z czasem Villas chciała nadrobić stracony czas ze swoim synem. Zabierała go do Las Vegas, później zamieszkali razem w Warszawie. „Kiedy matka kupiła dom w Magdalence, on został w tym mieszkaniu sam. Był nastolatkiem. Matka zostawiła go w pustych ścianach”, mówiła żona Krzysztofa Gospodarka. „Co jakiś czas byłem wyrzucany z domu, po strasznych awanturach, nieważne, czy w noc, czy w dzień (…) Ona już wtedy była chora. Myślę, że nienawidziła samej siebie, ponieważ okazała się słaba wobec uzależnienia”, dodał. Sytuacja zaczęła się pogarszać, gdy do domu artystki wprowadziła się Elżbieta Budzyńska. To ona stała na przeszkodzie do szczęścia między matką a synem. „W Wielką Sobotę 1998 roku pojechałem z Maćkiem (wnuk Villas) do Magdalenki ze święconką. Długo czekaliśmy przed furtką, by ktoś nam otworzył. W końcu wyszła do nas Ela. Powiedziała, że matka nie chce mnie znać, że wyrzeka się mnie. Od tamtej pory nie widziałem mamy. Przyznaję, chciałem zapomnieć o niej i o wszystkim, co jest z nią związane. O jej przeprowadzce do Lewina Kłodzkiego dowiedziałem się z gazet. Violetta była już wtedy, przez Elkę, w drodze na sam dół”, opowiadał Krzysztof w 2004 roku w rozmowie z Faktem. „Dom w Lewinie tonął kiedyś w różach pnących się po drewnianych drabinkach. To był dom mojego dzieciństwa. Gdy zobaczyłem w gazetach zdjęcia, żal ścisnął mi gardło. Wiele bym zrobił, żeby ten dom wrócił do poprzedniego stanu, ale jak to zrobić? Są ludzie, którzy ją uwielbiają i kochają, chcą jej pomóc. Niech tylko o tę pomoc poprosi! Violetta Villas to dobry człowiek, który się zagubił i żyje we własnym świecie. Nie ma już celu, do którego dążyła całe życie. Nie śpiewa”, dodał ze smutkiem. Ostatni raz zobaczył swoją mamę w 2006 roku. Trafiła ona wtedy do szpitala psychiatrycznego. „Mama wyraziła zgodę na leczenie. Jednak zmieniła zdanie, lekarze zaś wypisali ją ze szpitala (...) Pewnie kochała mnie na swój sposób, lecz na pierwszym miejscu stawiała swoją karierę i nie bardzo wiedziała, co zrobić z dzieckiem, jak się nim opiekować. Przerosło ją to”, mówił w tej samej rozmowie. ZOBACZ TEŻ: Ciążą z komplikacjami i szczęśliwy poród... Jaką mamą była dla Natalii Kukulskiej Anna Jantar? Fot. WBF Krzysztof Gospodarek o problemach psychicznych Violetty Villas Viloetta Villas to artystka z krwi i kości. Jej głosem zachwycali się w całej Polsce. Była jedyna w swoim rodzaju. Wyróżniała się od wszystkich swoim sposobem bycia. Mimo urody, talentu oraz sławy, nie miała w życiu łatwo. Jej kariera, którą w latach 70. zaczęła robić w Stanach Zjednoczonych nie spodobała się komunistycznej władzy. Syn artystki wspomina, że gdy wróciła z koncertów w Las Vegas, jej osobą zainteresowała się władza. Dla Urzędu Bezpieczeństwa była zdrajczynią, a do sukcesu i sławy na pewno nie doszła sama. „Zaczęto z niej szydzić. W recenzjach pisano, że kreuje się na Amerykankę i że zapomniała, jak mówić po polsku. Mówiono, że nie ma urody, rozumu, stylu. Pisano: wieśniaczka, która liznęła trochę świata, garkotłuk, bezguście. Nie potrafiono odmówić jej tylko jednego: głosu", mówił w rozmowie z Justyną Kopińską. „Mamę zaczęli nachodzić ubecy. Myślę, że to był początek jej depresji. Śledzenie, dręczenie nie wpływa dobrze na psychikę człowieka. Na początku widziałem, że jest w ogromnym stresie. Zaczęła nadużywać różnego rodzaju leków uspokajających i alkoholu. Pyta pani, czy w 1968 roku mama podpisała zobowiązanie o współpracy? Nie mam pewności, że to jej podpis. Chcę zaznaczyć, że mama pragnęła trzymać się jak najdalej od polityki", dodał. Z czasem okazało się, że jej piosenki przestały być grane w radiu. „Myślała, że wszystko przez to, że nie współpracuje ze służbami tak, jak oni chcą. Ale pewnie chodziło o to, że zwyczajnie kojarzyła się z sukcesem w Stanach. Czyli nie wpisywała się 24 25 w wizerunek 'gwiazd socjalistycznych' w Polsce. Dla mamy brak jej utworów w telewizji i w radiu to było tak, jakby przestała istnieć jako człowiek", mówił Krzysztof Gospodarek. Warto również wspomnieć, że komunistyczni funkcjonariusze cały czas nachodzili dom Gospodarków. To był akt przemocy psychicznej, który doprowadził artystkę do zaburzeń. „Ten wiecznie dzwoniący telefon u niej w domu. Mama cały czas powtarzała: 'Nie odbieraj, nie odbieraj!'. A potem krzyczała do słuchawki, wściekła: 'Halo, ty ubeku, ty szpiclu!'. Raz wróciłem do domu i zastałem mamę, jak wyrywała kable i szukała czegoś we wtyczkach. 'Co ty robisz?!' – spytałem zdenerwowany. 'Cii. Podsłuchują nas' – powiedziała. Wyglądała jak nie ona", czytamy w książce „Z nienawiści do kobiet”. To wszystko bardzo odbiło się na zdrowiu psychicznym piosenkarki. Już nigdy w pełni nie odzyskała swojego zdrowia. Z czasem jej problemy zaczęły się pogłębiać. Przyczyniła się do tego jej opiekunka. Artystka została przez nią odcięta zarówno od znajomych, jak i rodziny. Przez takie postępowanie chciała przejąć cały majątek Violetty Villas. Jej stan tak się pogorszył, że w czasie podpisywania swojego testamentu nie wiedziała co do końca robi. Na szczęście po wielu miesiącach rozpraw sądowych, syn wokalistki odzyskał dom w Lewinie Kłodzkim, a opiekunka trafiła do więzienia. ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tak wyglądało małżeństwo Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego. Połączyła ich miłość do muzyki... Fot. PAP/Zbigniew Matuszewski Krzysztof Gospodarek o wyjeździe do Ameryki ze swoją mamą. „Dzięki mamie zobaczyłem inny świat, świat, którego wiele osób nawet sobie wtedy nie wyobrażało. Do niektórych miejsc można było wejść, gdy się skończyło 21 lat. Ja miałem 12”, mówił Krzysztof Gospodarek. W rozmowie z Faktem wspomina co zobaczył dzięki swojej mamie w Ameryce. „Byłem oszołomiony (…) W Polsce nigdy czegoś takiego nie widziałem”, czytamy. „Tak, recenzje po jej występach były wręcz oszałamiające, to tam napisano, że mama ma głos ery atomowej. Zdradzę, że z jej wyjazdem do Francji wcale nie było jednak łatwo. Wtedy o tym, który artysta pojedzie na zagraniczne koncerty decydował Pagart, a oni nie chcieli jej puścić. Pojechała tylko dlatego, że ktoś z obsługi technicznej szepnął Bruno Cocqutrixowi, szefowi paryskiej Olimpii, że mama jest i może śpiewać. Wcześniej słyszał, że nie ma z nią kontaktu. No i mama pokazała, co potrafi”, mówił syn artystki. „Trzeba mieć nie tylko odpowiednią skalę głosu, odpowiedni tembr, ale jak to mówiła mama - tę iskrę Bożą. To się ma lub nie, bo tego się nie można nauczyć, z tym się trzeba urodzić. A ona to wszystko miała. Potrafiła czarować ze sceny, a do tego miała bardzo silną osobowość, ale to cecha każdej gwiazdy, a ona nią była. Mamę uczono śpiewania na przeponie, tak by w ostatnich rzędach ją słyszano. To ją uratowało w Australii, kiedy w Williamson Theatre wyłączono jej mikrofony, gdy mówiła o Polsce. Wyłączone mikrofony i wzmacniacze jej nie przeszkodziły, usłyszeli ją wszyscy. To było doceniane za granicą, szczególnie w Las Vegas”, wspominał. Właśnie Las Vegas było jej wielkim sukcesem, a zarazem przekleństwem. Krzysztof Gospodarek został zapytany czy miał szansę oglądać swoją mamę w Casino de Paris. „Tak, widziałem kilka koncertów, niektóre podglądałem nawet zza kulis. Do takich miejsc można było wejść, gdy się skończyło 21 lat. Ja miałem 12, ale gwiazda może wszystko, więc mogłem wejść i oglądać. Byłem tam z mamą w 1967 roku. Gdy ją zobaczyłem na scenie w otoczeniu tancerzy, baletu, tak pięknie ubraną, nie wierzyłem, że to ona. W Polsce nigdy czegoś takiego nie widziałem”, czytamy. ZOBACZ TEŻ: Tak wyglądała relacja Artura Ligęski z synem szejka. „Miłość arabska ma różne oblicza" Fot. Violetta Villas z ukochanymi psami, koniec lat 60. Fot: Henryk Rosiak/Forum Fot. PAP/Andrzej Rybczynski